1967 – Pontiac Firebird

Nazwisko tego pana pewnie wielu z nas zna – choćby ze słyszenia. To jest John Zachary DeLorean. Urodził się w Detroit lat 20-stych, gdzie podejmował edukację i mimo rozwodu rodziców – jego stary pijany (już pomijając sam fakt, że był rumuńskim imigrantem) był wiecznie pijany – John zdobył tytuł inżyniera na polibudzie a potem został magistrem. Ojciec pracował niegdyś dla Ford Motor Company, więc naturalną koleją rzeczy nasz bohater rozpoczął karierę w Chryslerze a potem i General Motors – pracując dla wrogów.

W barwach GM został posadzony na stanowisku asystenta głównego inżyniera marki Pontiac, a po 5 latach sam zajął to stanowisko. Może się poszczycić takimi dokonaniami jak silnik OHC 6 z bezkolizyjnym rozrządem, który nawet jak jebnie, to zawory były bezpieczne. Sam pasek był wzmocniony włóknem szklanym, dzięki czemu silnik był cichy i wyróżniał się kulturą pracy na tle konkurencji. I takie coś – w standardzie modelu Tempest – potrafiło w 165 koni mocy (ta wartość z czasem wzrosła) ALE pracowało również w prototypie o nazwie Banshee.

Banshee to było srogie kurestwo – a pod projektem mógł podpisać się nasz bohater: John DeLorean, a jakże! Agresywna, opływowa linia nadwozia i sportowe usposobienie cechowały odpowiedź Pontiaca… odpowiedź na co? A zaraz opowiem. Generalnie Pontiac to nie był żaden hit jeśli chodzi o osiągi i wrażenia z jazdy. Sama nazwa pochodzi od wodza Indian z plemienia Ottawów (źródło per Wikipedia) a pierwszy raz w motoryzacji pojawiła się na autach marki Oakland na początku stulecia. Tam później Chrysler Oaklanda wykupił, ale Chrysler to był konkret a Oakland – bieda straszna. Różnica cenowa rozciągała się od chuja do płota, więc koncern postanowił wypełnić lukę – powołano 4 nowe marki. Najpierw do życia przywrócono Pontiaca, który oferował ciutkę droższe od Oaklanda furmanki, ale wciąż były tanie jak dziwki z Roksy. I tak sobie marka trwała w tym marazmie aż do lat ’60-tych, kiedy na bazie modelu Tempest powstał Pontiac GTO [1964]. Wtedy ludzie zaczęli łączyć kropki i zaakceptowali fakt, że Pontiac może być szybki. DeLorean skończył koncept Banshee ale auto atakowało ten sam rynek co Chevrolet Corvette – bardzo drogie auto, kosztowny projekt i gigantyczna inwestycja całego koncernu. Nie można było ryzykować bratobójczej wojny z flagowym modelem i dużym autem sportowym marki. Wyłoniła się jednak inna nisza…

W połowie lat ’60-tych Ford dokonał ofensywy w strefie niewielkich aut ze sportowym zacięciem. Z salonów wyjechały bliźniacze modele z segmentu zwanego później „Pony”. Mustang oferował czyste osiągi za rozsądną cenę, podczas gdy bazujący na nim Cougar był wersją Forda zorientowaną na komfort i luksus. Chrysler musiał oddać cios. Powstał już w międzyczasie drugi prototyp sportowego Banshee, ale mając na uwadze przyszłość modelu Corvette, zdecydowano się podjąć prace nad Chevroletem Camaro. Camaro został przedstawiany jako „pożeracz mustangów”. Na podstawie tego auta miała powstać bliźniacza wersja z silnikiem Pontiaca.

Za pracami stał sam DeLorean i auto bazowało na modelu Chevroleta, ale końcowo dzieliło z nim niewiele części poza samą platformą (F-body). Obłość nadwozia (podobnie jak w przypadku Camaro) przypominała nieco Banshee a pod maską pracowało 3.8-litrowe 6 cylindrów w rzędzie. Z czasem pojemność tego motoru wzrosła do 4.1 litra a co za tym idzie: moc ze 165 do 175 koni mechanicznych, bądź nawet 215 z właściwym do tego celu gaźnikiem. Camaro również miało 3.8 litra i silnik Pontiaca bazował swoją architekturę na ich motorach, ale zrobili to lepiej od Chevroleta i mogli wyposażyć dzięki temu swe pojazdy w mocniejsze serca. A propos mocniejszego serca…

Do Firebirda był szeroki wachlarz opcji zakupowych, a wśród nich – i to był najczęstszy wybór – widlaste 8 cylindrów w trzech pojemnościach. Podwójny gaźnik do 5.3-litrowego (226) V8 pozwalał na osiągi rzędu 215 koni mechanicznych – a poczwórny: już 285! Takie auta nazywały się H.O., od „high output”. Tego typu gaźniki wielce przyjaźniły się również z jednostkami o pojemności 6.6 litra (400 cu in) wprost z modelu GTO a to dawało już pełne 325 kucy i robiło młyn, że w pizdu. Auto z roku na rok stale rosło w siłę i najmocniejsze wersje wyciskały po 345 koni mocy, co pozwalało na przyspieszenie do setki w mniej niż 5.5 sekundy.

Tych wersji wyposażenia było multum i do swojego V8 dokupić można było np. „Ram Air”, co wzbogacało nasz pojazd o wloty na masce (które były tam zawsze, ale do tej pory tylko dla szpanu – teraz to inna rozmowa i miały swoją funkcję), głowice o większej przepustowości i bardziej mocarne zawory wraz ze zmodyfikowanym rozrządem. Co prawda moc dzięki temu nie rosła… co jest z lekka podejrzane – ale cały power wchodził wyżej: przy 5.2 tys. obrotów, kiedy silnik bez Ram Airu zdychał przy 4.8k. Fajne to było, ale najbardziej w katalogu interesuje nas opcja kryjąca się za kodem WS4. WS4 nosił tytuł „Trans Am performance and appearance package”, został przedstawiony w 1969 (czyli w trzecim – i ostatnim roku produkcji Firebirda pierwszej generacji) i kosztował tysiąc zielonych (choć są źródła, które mówią o 725 dolarach). Każdy Trans Am był biały i z niebieskimi pasami. Do tego – podwójne wloty na masce, venty za nadkolami oraz spojler na klapie bagażnika. Auto otrzymywało wtedy też dodatkowy stabilizator na przedniej osi, sportowe zawieszenie, wspomaganie kierownicy i nowe felgi. Swoją drogą – nazwa tego pakietu pochodziła od serii wyścigów w Ameryce i została, nieprzymierzając, zajebana bezprawnie. SCCA groziła oczywiście pozwem, ale poszli na ugodę za… 5 dolarów z każdego sprzedanego auta. A co najlepsze – Firebirdy walczyły w tej amerykańskiej serii i zarówno w latach ’60-tych, jak i ’70-tych podejmowały Mustangi, Camaro czy Challengery… ale nigdy nie były to Trans Amy, bo ich moc pompowały za duże silniki (wszystkie miały 400 cu in – czyli 6.6l) i przez to nie spełniały regulacji. Te Trans-Amy z 1969 są najmocniejszymi wersjami Firebirda w całej historii tego modelu.

Pierwsza generacja Firebirda trwała przez 3 lata i zdobyła popularność w liczbie 270 tysięcy sprzedanych egzemplarzy – z czego Trans Am-ów jest niespełna 700. Model powstał na bazie Camaro, które w pierwszym roku produkcji Pontiaca było tańsze o całe 200 złotych i sprzedało się w dwukrotnie większej ilości – wygrało też mocą jeśli chodzi o suche cyferki, ale Pontiac cechuje się zauważalnie lepszym prowadzeniem a sterownością dominował w swojej klasie. Jego silnik był umieszczony głębiej pod maską, co poprawiało środek ciężkości względem Chevroleta. Miał być nagrodą pocieszenia dla ludzi z Pontiac Motor Division za uwalenie ich auta sportowego. Co się okazało – GM od samego początku miał rację. Corvette żyje do dziś i ma się dobrze a model Firebird w swej długiej historii (35 lat i 4 generacje), która rozpoczyna się teraz, stanie się jedną z legend ery American Muscle.

Krzysztof Wilk
Na podstawie: favcars.com | wheelsage.org | wikipedia.org | haynes.com | hagerty.com | autoevolution.com | raybuck.com | musclecarclub.com | amazingclassiccars.com | hotcars.com | transamworld.com

Dodaj komentarz