

Jedno z pierwszych aut powstałych po drugiej wojnie – i pierwszy angielski samochód zaprojektowany z zamysłem podbijania rynku amerykańskiego. Pokazany na targach Earls Court Motor Show w 1948, był sensacją – choć o ograniczonym zasięgu, bo zaprezentowaną tego samego roku co premiera Jaguara XK120.



Jeśli chodzi o design, to większość producentów kultywowała stare przedwojenne tradycje. Nagle jednak Anglicy odpalają coś takiego! Przednie nadkola kończą swoje linie aż za drzwiami, przez tylne nadkole, i łagodnie przechodzą w zderzak. Atlantic był kabrioletem z elektrycznymi szybami i elektrycznie opuszczanym dachem – w 1948 roku – no bajer, że hej! A na wyposażeniu była jeszcze kierownica z regulacją pozycji, dobre radio oraz grzanie w aucie. Austin miał migacze. Migacze! Zamiast tych strzałek… wskazówek… no, jakkolwiek to nazwać – to to, co było używane do tej pory. Tylna szyba, w wariancie ze sztywnym dachem, była opuszczana – również elektrycznie. Tylna szyba, rozumiecie? Nie te boczki, tylko jej centralna część!



Serce tego modelu stanowił motor znany z A70 – rozwiercony do 2,7 litra pojemności. Rzędowa czwórka o długim suwie, zdolna do 88 koni mechanicznych przy ssaniu dwóch gaźników SU. Stąd nazwa modelu: A90, od zaokrąglonej mocy. Taki power wystarczał do 145 km/h, więc wstydu nie było. Ta sama jednostka napędzała potem sportowe Austiny-Healey. Skrzynia biegów była ręczną 4-biegową przekładnią, ale jej wajchę umieszczono w typowo hamburgerskim miejscu: przy kierownicy.



A90 zachwycał przede wszystkim osiągami. Niewiele było aut, które tuż po wojnie mogłyby się zbliżać do 90 mil na godzinę – a Austin z nich wszystkich był najtańszy. Do tego przyspieszał w 16,6s do setki, co również przemawiało na jego korzyść. To wszystko w aucie, które można użytkować ekonomicznie i nie zbankrutować przy kolejnym tankowaniu. Amerykanie jednak są głupi i jak coś nie ma 8 cylindrów, albo conajmniej 6, to dla nich tak, jakby tego nie było. Auto nie sprzedawało się u nich nawet mimo tego, że pobiło 63 amerykańskie rekordy na torze Indianapolis, i nawet tydzień im to nie zajęło.



Bardzo szybko zakończono tę przygodę. Anglicy próbowali nawet utrzymać model na powierzchni. Przedstawili wersję ze sztywnym dachem, odświeżali skrzynie biegów, oferowali promocje. W 1951 jednak produkcja ustaje, a w rok później żywot kończy również A90 w sedanie. Z 7981 powstałych aut, Ameryka przyjęła ledwie 350 sztuk. Mało które się zachowały do tej pory. Z angielskimi autami po wojnie było tak, że zabezpieczenia przed korozją praktycznie nie było wcale i gniły one na potęgę. Dziś na wyspach ponoć jest około 60 takich pojazdów i dobrze jak połowa jest na chodzie – pewnie nie jest. Do tego wiele podgnitych egzemplarzy skończyło jako dawcy dla modeli Healey. Smutna historia ciekawego autka, ale Anglicy taką mieli filozofię, że albo znajdą się klienci za granicą – albo model zdechnie. I tak też się stało.



Krzysztof Wilk
Na podstawie: M Buckley – The Complete Illustrated Encyclopedia of Classic Cars | wikipedia.org | classicandsportscar.com | magazine.derivaz-ives.com | gbclassiccars.co.uk | studio434.co.uk | revivaler.com | wheelsage.org




















cudeńka…
PolubieniePolubione przez 1 osoba