1981 – Rolls-Royce Jules Corniche Rally

Po, przypadającej na 1907 rok, prezentacji modelu Silver Ghost – cały segment aut luksusowych z najwyższej półki przez dekady należał do Rolls-Royce’a. Brytyjska marka nie miała prawdziwych rywali przez ponad 50 lat, ale powoli już ich modele zaczynały się starzeć. Kierownictwo opierało się innowacji, bało się implementować nowe technologie i w rezultacie, zbliżając się do lat ’60-tych, to oni musieli gonić konkurencję. Niemcy zaprezentowali S-Klasse z długim rozstawem osi (to był rok 1961), która już wtedy miażdżyła Rollsa technologicznie. W dwa lata potem pokazano Pullmana – model 600 – i to był, kurwa, nokaut. Mercedes był od tamtej pory luksusem na poziomie nie dostępnym nawet dla klientów Rolls-Royce’a. Anglia musiała odpowiedzieć – i dlatego powstał Silver Shadow.

Nowe auto wyparło model Silver Cloud na pozycji flagowca. W końcu postarano się o nowoczesne rozwiązania, które u każdego szanującego się rywala już były w standardzie. Od teraz Rolls-Royce jeździł z samonośnym nadwoziem, na całkowicie niezależnym układzie zawieszenia i miał tarczowe hamulce na wszystkich kołach. Samonośna struktura nie tylko usztywniała cały pojazd, ale i była lepiej ogarnięta przestrzennie, dzięki czemu auto mogło być mniejsze od poprzedniczki, a zarazem bardziej przestronne.

Do tego zdecydowano się na bardziej nowoczesny design. Kanciasty, ale ciągle taktowny – kształt, który nie odstraszał konserwatywnych entuzjastów marki. Tył był zawieszony na wahaczach skośnych ze sprężynami śrubowymi, co już było krokiem naprzód względem Mercedesa. Do tego, Rolls-Royce miał hydrauliczne amortyzatory na wzór tych z Citroena, które za pomocą wysokiego ciśnienia poziomowały całe zawieszenie. Jazda z czymś takim, to sama przyjemność. To dzisiaj brzmi całkiem nowocześnie, a w tamtym czasie – urywało odbyt już doszczętnie.

Moc pochodziła z 6.2-litrowej jednostki – V8 na popychaczach, obecne już w katalogu Rolls-Royce’a. Teraz pojemność miała wzrosnąć do 6.750-litra i motor, na przestrzeni lat, miał się charakteryzować mocą w przedziale 220-230 koni mechanicznych. Żaden wyścig – auto waży ponad 2 tony i prędzej zdechnie niż pojedzie 200 km/h. Przyspieszenie powyżej 10s również nie zachwyca. Zarówno S-Klasse, jak i rodzime Jaguary XJ12 zamiatały Rolls-Royce’a pod dywan… ale Rolls-Royce się nie przejmował. Silver Shadow to w zamierzeniu auto dla relaksu. Było mało zwrotne i nie zachęcało do brawury. W zakrętach dawało się wyczuć podsterowność a cała bryła potrafiła się przechylać jak motocyklista. A jeszcze układ kierowniczy – o Boże! Drewniany i powolny.

Wiele z tych problemów poprawiono w 1977 roku, z pojawieniem się drugiej generacji Silver Shadow. Śrubową przekładnię zastąpiono zębatką. Rozstaw kół poszerzono, pogrzebano w geometrii zawieszenia. Pojazd wiele na tym zyskał, był bardziej zwinny i mniej podsterowny. Co prawda do bezpośredniej konkurencji nigdy się nie zbliżył, ale i rywalom wiele brakowało do jakości wykonania Silver Shadow. Rolls-Royce znów wzbił się na wyżyny a przez 15 lat produkcji w świat poszło dobre 30k sztuk tego modelu – po dziś dzień najlepiej sprzedający się Rolls-Royce. A była jeszcze wersja ze składanym dachem, która sprzedała się w kolejnych 5 tysiącach egzemplarzy.

Auto o nazwie Corniche było kabrioletem na bazie Silver Shadow. Napędzał ją ten sam motor o mocy 230 koni mechanicznych. V8 z aluminium o pojemności 6.75-litra. Auto przez lata stale usprawniane, z czasem dostało układ kierowniczy z zębatką oraz geometrię zawieszenia z Silver Shadow, ale i wtryski, poduszki powietrzne, wentylowane tarcze hamulców i ABS. Pierwsze wersje Corniche były oferowane jako 4-osobowy kabriolet, bądź coupe ze sztywnym dachem i taki właśnie pojechał w najbardziej niespodziewane miejsce…

To miał być żart – głupi zakład… To uczucie, kiedy grupka kolegów zachęca cię do zrobienia czegoś absurdalnego.
– Ale w Rollsie, to nie pojedziesz…
– Co? Ja nie pojadę?
Na jedną z pierwszych edycji Rajdu Paryż-Dakar, w 1981 roku, zajechało auto, które się tam nie nadawało. Za kierownicą chad, którego tiktokowym challengem było 6 tysięcy kilometrów przez piekło pustyni – bezdroża, na których odpada 2/3 załóg – we dwójkę w wygodnej limuzynie. Tym chadem był Thierry de Montcorgé i, żeby dać sobie jakieś szanse, powspawał on rurową ramę przestrzenną a na nią nałożył panele i wnętrze z Rolls-Royce’a, tylko że z lekkiego włókna. Wszystkie zmiany były przemyślane. Układ napędowy (4×4 i skrzynia biegów) pochodziły z Toyoty Land Cruiser, a silnik V8 zastąpiono mocniejszym od Chevroleta i cofnięto go daleko wgłąb maski. Po tych zabiegach auto miało być 800 kilo lżejsze.

Taka rajdówka cechowała się dobrym zapasem mocy i solidnym układem napędowym. 150 km/h w terenie nie było problemem, a w pewnym momencie Rolls-Royce znajdował się na 13-tym miejscu ogólnie. Niestety, na jednym z końcowych etapów, po uderzeniu w drzewo, urwały się drążki kierownicze. Naprawy szły zbyt wolno i w rezultacie załoga została zdyskwalifikowana, ale zakład to zakład – Thierry walczył do końca. Z 291 załóg, rajd ukończyło 91 – Rolls-Royce znajdował się wśród tych, którzy dotarli do końca… jako jedna z 40 załóg w kategorii samochodów.

Projekt zrodził się jako żart, i z uśmiechem politowania był witany na starcie wyścigu. Na mecie był już brany całkiem na poważnie. Sponsoring nowej linii wody po goleniu Diora – Jules – na masce tej unikalnej limuzyny, przyniósł milionowe zyski. Do Rolls-Royce’a zaczęły napływać zapytania o model do offroadu… ale marka absolutnie się odcięła od tego egzemplarza. Nie chcieli mieć z nim nic wspólnego. I może dakarowy projekt ma mało wspólnego z Rolls-Roycem, ale w dalszym ciągu jest jedną z ciekawszych i najbardziej trudnych do wyobrażenia rajdówek wszechczasów.

Krzysztof Wilk
Na podstawie: favcars.com | wheelsage.org | roadandtrack.com | Błażej Żuławski dla classicdriver.com | autozine.org | Top Gear: The Cool 500 – The Coolest Cars Ever Made | The Kingfisher Motorsports Encyclopedia | M Buckley – The Complete Illustrated Encyclopedia of Classic Cars | N Balwdin – The World Guide to Automobiles, the Makers and their Marques

1906 – Rolls-Royce 40/50 hp Silver Ghost

Generalnie – te auta z początków motoryzacji w XX wieku, to były chuja warte. Kosztowały w chuj pieniędzy – tak, i tylko najbogatsi mogli sobie na taki środek transportu pozwolić – ale rozkraczały się jak różowowłosa julka przed przybyłym z dalekich krajów dindu, i jak taki automobil się zesrał na drodze – a auta psuły się nagminnie – zostawałeś unieruchomiony w trasie co zmuszało do zakasania rękawów albo samodzielnie, albo przez szofera. I po godzinach zmagań z niepokorną maszyną, czekała nas swego rodzaju quiz-loteria: odpali, albo nie odpali… Dzisiaj producenci oferują obszerne gwarancje na podzespoły, liczące nawet w setkach tysięcy kilometrów. Kiedyś to były inne czasy a solidność konstrukcji nie była czymś tak dziś oczywistym. Do czasu…

Krokiem milowym w motoryzacji – jeśli nie skokiem – był moment, kiedy w 1906 roku z fabryki w Manchesterze wyjechał wóz o numerze rejestracyjnym AX 201. Był pomalowany w srebrne tony i miał wnętrze wykończone w podobnym stylu. To oraz fakt, że auto poruszało się niemal bezszelestnie, jak na 7-litrowe sześć cylindrów w rzędzie – i to z tamtych czasów – przyczyniło się do powstania nowego nazwenictwa dla tego typu aut. A był to Rolls-Royce model 40/50 hp – ale ten konkretny zyskał miano the Silver Ghost.

40/50 był szybki, cichy i elegancki, ale przede wszystkim miażdżył niezwodnością. Nie miał konkurencji na rynku – właściwie to nigdy wcześniej nie powstało nic podobnego. Ten model ustawił markę Rolls-Royce na rynku tak solidnie, że po grubo ponad stu latach dalej jest ona uważana za szczyt szczytów, jeśli chodzi o to, co można kupić za pieniądze. Bogaci decydowali się na Rolls-Royce’y, bo wiedzieli, że inne samochody potrafiły strzelać różnego rodzaju fochy, a gdy wsiądą do takiego auta, to zawiezie ich ono do celu bez problemów. Prasa bardzo szybko ogłosiła Rolls-Royce’a „najlepszym autem świata” i w sumie nie dziwota.

Model był w produkcji dobre 20 lat i postawił poprzeczkę tak wysoko, że mało kto mógł się w ogóle do niej zbliżyć, żeby popatrzeć – a co dopiero przeskoczyć. Przez cały okres produkcji powstała mnogość karoserii i auto wykonano w liczbie ponad 6 tysięcy egzemplarzy. Silnik – z początku 7-litrowy – generował 50 koni mocy, ale z czasem proste i niezawodne, dolnozaworowe 6 cylindrów zwiększono do 7.4-litra i mocy rzędu 80 koni mechanicznych. Prędkość maksymalna wzrastała wtedy z 80 km/h do 126 km/h. To ważne, bo Rolls-Royce oferował do tej pory głównie 3- i 4-cylindrowe jednostki. 6 cylindrów nie było popularne ze względu na duże wibracje, ale RR całkowicie przeprojektował jego konstrukcję do modelu 40/50 i m.in. wał korbowy miał powiększone centralne łożysko, co ograniczało wibracje do minimum. Wariacje na temat takiego wała jeżdżą po drogach po dziś dzień – i niewielu ludzi wie – a to design pana Royce’a. Auto przynosiło ze sobą technologię i np. w pewnym czasie acetylenowe lampy można było zastąpić elektrycznymi żarówkami – a od 1919 były już one standardem. 40/50 hamował dzięki bębnom na tylnej osi – a podłużnice, na których spoczywał motor, były specjalnie powzmacniane.

I możnaby pomyśleć, że taki RR to tylko i wyłącznie luksus, ale to pomyślmy drugi raz… Prestiż prestiżem, ale niezawodny silnik o dominujących osiągach powinien sprzyjać też zmaganiom sportowym, prawda? Nie inaczej! Sukces modelu 40/50 szedł w parze z osiągnięciami na alpejskich łukach. Przy pierwszej próbie górskiego podejścia, prywatnego kierowcę zawiodła 3-biegowa skrzynia. Do następnego podejścia rok później, sam producent – Rolls-Royce – przygotował 4-biegowe przekładnie, wymienił gaźniki i zwiększył stopień sprężania, aby w autach moc wzrosła do 75 koni mechanicznych. Te ezgzemplarze wywalczyły wtedy 6 różnych nagród – w tym Puchar Arcyksięcia Leopolda – przez co nazywa się je teraz Alpejskimi Orłami.

Silver Ghost – ten prawdziwy o tablicach AX 201 – był 13-stym autem w serii i miał budę Roi-des-Belges autorstwa Barkera. To był egzemplarz, który poddany został tzw. szkockim testom na wytrzymałość i przejechał dystans z Londynu do Glasgow 27 razy! To jest bite 24 tysiące kilometry! W 1907 roku – wyobrażacie to sobie? Drogi tamtych czasów wołały o pomstę do nieba, a auta rozpierdalały się na każdym kroku… a koszta serwisu modelu 40/50 po przejechaniu 11 tysięcy kilometrów wynosiły całe 2 funty – normalnie kurwa hit! Wersja „London to Edinburgh” przejechała trasę między tymi dwoma miastami w innym teście. Kiedy auta z tego czasu rozwijały prędkości maksymalne rzędu 40 mil na godzinę, limity na drogach w całym kraju wynosiły 20 mph – LTE Light Tourer podczas testu ropędzał się do 80 mph! Opancerzone auta tego typu służyły nawet na wojnie z Arabami.

Zanim powstał, fabryka Rolls-Royce’a miała dorobek ledwie 60 pojazdów ogółem. To przez ten model usłyszeliśmy o marce Rolls-Royce. To on dał im sławę i pieniądze. To on przecierał nowe szlaki dla motoryzacji, wyznaczał limity i ustawiał poprzeczki. Był szybki. Był piękny. Dzieło sztuki, synonim niezawodności. Prestiż i luksus: Silver Ghost – auto ikona. Bezkonkurencyjny… a jednak czas robi swoje i 40/50 w końcu się starzeje. Rywale zaczynają się do niego zbliżać i zagrażać, więc zostaje w 1924 zastąpiony modelem Phantom I – i od tamtej pory wszystkie 40/50 nazywamy Silver Ghost, po tym jednym historycznym egzemplarzu. Rolls-Royce zaprzestaje jego produkcji w 1926 – w 20 lat od przedstawienia tego modelu.

Krzysztof Wilk
Na podstawie: favcars.com | wheelsage.org | wikipedia.org | ultimatecarpage.com | Top Gear: The Cool 500 – The Coolest Cars Ever Made | N Balwdin – The World Guide to Automobiles, the Makers and their Marques | nationalmotormuseum.org.uk | 20-ghost.org